Po sześciu latach na stanowisku wiceminister Tadeusz Jarmuziewicz stracił funkcję w czerwcu 2013 roku.
To był efekt tzw. afery obiadowej. Pracownicy podległej mu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad opisali niespodziewaną wizytę ówczesnego jeszcze wiceministra na terenie budowy mostu na autostradzie A1 w gminie Mszana, gdzie doszło do potężnego konfliktu GDDKiA z budującą most firmą Alpine Bau.
Według drogowców po krótkim pobycie Jarmuziewicza na moście, gdzie nie za bardzo nawet chciał słuchać, o co chodzi w sporze, wiceminister miał odjechać, po czym spotkał się na obiedzie z biznesmenami z Alpine Bau, już bez przedstawicieli GDDKiA, co było złamaniem podstawowej zasady pracy ministerstwa. Na dodatek okazało się, że minister, czyli szef Jarmuziewicza, o jego wyjeździe do Mszany nie wiedział.
Pojawiły się podejrzenia o niejasne kontakty Jarmuziewicza z prywatną firmą, za ich prześwietlenie wzięła się CBA, a on wysłany został na przymusowy urlop, z którego już do pracy w ministerstwie nie wrócił. Choć w tej sprawie żadnych konkretnych zarzutów Tadeuszowi Jarmuziewiczowi nie postawiono.
PO aferze obiadowej funkcjonariusze CBA postanowili przebadać oświadczenia majątkowe posła. Miał on w nich wykazać, że posiada w prywatnej spółce więcej udziałów, niż dopuszcza to Ustawa o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Dlatego powiadomili o wszystkim prokuraturę.
- W toku postępowania ustalono, że Tadeusz Jarmuziewicz w latach 2011 i 2012 nie złożył niezgodnego z prawdą oświadczenia majątkowego. Nie stwierdzono popełnienia przestępstwa, więc postępowanie zostało umorzone - tłumaczył po zbadaniu sprawy prokurator Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Co ciekawe, śledczy potwierdzili jednak, że poseł wpisał w oświadczeniu majątkowym, że posiada ponad 10 proc. udziałów w prywatnej spółce, przekraczając tym samym dozwolony limit. Uczynił to w latach 2011 i 2012.
- Prokurator prowadzący postępowanie w tej sprawie ustalił, że posiadanie udziałów w spółce powyżej 10 proc. kapitału zakładowego wbrew ustawowemu zakazowi nie stanowi przestępstwa. Jest to jedynie wykroczenie służbowe - tłumaczył rzecznik warszawskiej prokuratury. Dlatego właśnie postępowanie umorzono.
Poseł Jarmuziewicz to chyba największy niewypał naszego województwa - tak pochodzącego z Opola wieloletniego wiceministra transportu podsumował w 2012 roku przewodniczący sejmiku województwa Bogusław Wierdak. Obaj są członkami Platformy Obywatelskiej
Co tak zirytowało przewodniczącego? Otóż Ministerstwo Transportu ogłosiło wówczas, że nie będą w najbliższym czasie budowane obwodnice Nysy, Niemodlina i Kędzierzyna-Koźla, które planowane były od lat. Zdaniem Wierdaka wina za taką decyzję ministerstwa spadała także na Tadeusza Jarmuziewicza, który już szósty rok współkierował tym resortem, a posłem z Opolszczyzny był jeszcze dłużej.
- Przykro mi stwierdzać, że poseł Jarmuziewicz to chyba największy niewypał naszego województwa, tym bardziej że to kolega z mojego ugrupowania. Ale jeżeli wiceminister z naszego województwa nie walczy o opolskie inwestycje, bo mówi, że reprezentuje cały kraj, a nie tylko województwo opolskie, to najlepiej by zrobił, gdyby zrzekł się mandatu posła i reprezentował tylko ministerstwo - kwitował Wierdak.
W 2006 roku poseł Jarmuziewicz mocno zaangażował się w konflikt do jakiego doszło pomiędzy radnymi Opola z jego partii. Poszło o wybór przewodniczącego rady. PO, która miała wtedy większość w radzie mogła to stanowisko obsadzić bez problemu.
Szefostwo partii proponowało wówczas Arkadiusza Wiśniewskiego, ale w klubie radnych doszło do rozłamu. Grupa na czele z Patrykiem Jakim, Sławomirem Brzezińskim i Tomaszem Kwiatkiem (wszyscy przeszli potem do PiS), postanowiła jednak głosować na tego ostatniego.
Tadeusz Jarmuziewicz wspierał oczywiście kandydaturę Wiśniewskiego. "Jak się okaże, że gówniarze już w pierwszych godzinach po wyborze są w stanie zaszantażować prezydenta, to co będzie przez cztery lata?! Będą mu skakać po plecach" - powiedział w jednym z wywiadów.
Radni poczuli się urażeni a wypowiedzią posła zajęła się rada regionalna partii. Ostatecznie obyło się bez konsekwencji a w końcu na przewodniczącego rady wybrano Brzezińskiego. To był początek prawdziwego rozłamu w klubie radnych PO.
Zdecydowane największą porażką posła były ostatnie wybory samorządowe. Po trzech kadencjach Ryszarda Zembaczyńskiego, który jako kandydat PO rządził przez 12 lat, kolejnym kandydatem na prezydenta Opola został właśnie Tadeusz Jarmuziewicz.
I w mieście, gdzie Platforma od lat wygrywa wszystkie wybory on nie przeszedł nawet do drugiej tury. W pierwszej przegrał nie tylko z Arkadiuszem Wiśniewskim, ale także z Marcinem Ociepą, którego przed wyborami w gronie faworytów nie stawiano.
Bez wątpienia to był jedne z powodów dla których dziś poseł Jarmuziewicz nie kandyduje.
A dlaczego poseł przepadł w wyborach? Jego sztandarowym punktem kampanii była propozycja budowy linii tramwajowej w Opolu. Być może to był pomysł wizjonerski, ale Opole najwyraźniej na taką propozycję nie było przygotowane. Pomysł został wyśmiany przez konkurentów i raczej serca opolan nie podbił.
Przy okazji kampanii Tadeusz Jarmuziewicz rozliczony został także ze swojej poselskiej aktywności. Przeciwnicy zarzucili mu, że w tej kadencji nie złożył żadnej interpelacji, zaledwie 8 projektów ustaw a na mównicy sejmowej pojawił się tylko 2 razy.
Zresztą od lat posłowi Jarmuziewiczowi wytykano, że należy do parlamentarzystów, którzy najrzadziej pojawiają się na obradach w sejmie. Dopóki był wiceministrem tłumaczył, że to z powodu rządowych obowiązków.
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze